Młodziński widzi w Broni zdecydowanie lepsze warunki do gry i perspektywy rozwoju swojej kariery piłkarskiej. Przede wszystkim chce pomóc radomianom w utrzymaniu się w trzeciej lidze
* Jakiego spodziewałeś się przyjęcia po kilku miesiącach nieobecności w Grójcu?
Paweł Młodziński: – Mnie się wydaje, że zostałem przyjęty bardzo dobrze. Zarówno ze strony kibiców Mazowsza, jak i Broni, jakiś złych okrzyków nie słyszałem. Wręcz przeciwnie, grójeccy kibice krzyczeli, „Paweł Młodziński” i były do tego oklaski. Mimo że teraz gram w Radomiu, to cały czas jestem związany z Grójcem, bo trzy miesiące od mojego odejścia nie mogę zapomnieć o tym klubie.
* Jak znowu się grało na grójeckim stadionie?
– Szatni nie pomyliłem (śmiech). Może były problemy z wyjściem na rozgrzewkę, bo zawsze rozgrzewałem się na połowie boiska bliżej klubu, a w sobotę to miejsce zajął Piotrek Łuszczyk. Uważam, że nie było tak źle, raczej bardzo dobrze.
* Jakie były najtrudniejsze momenty w tym meczu dla ciebie?
– W pierwszej połowie meczu stałe fragmenty wykonywane przez Mazowsze. Dalekie wrzuty piłki przez Rafała Białeckiego z autu na nasze pole karne, praktycznie na trzeci metr. Ale nie daliśmy się zaskoczyć, ale to była jedyna silna broń Mazowsza w tym spotkaniu.
* Wasze zwycięstwo było zasłużone, nie podlegające dyskusji.
– Pierwsza połowa była dość wyrównana, druga już zdecydowanie pod nasze dyktando.
* Kolejny pech Piotra Samoraja, twojego kolegi. W meczu rozegranym w Radomiu, grał tylko 30 minut, w sobotę zaledwie 12 minut.
– Piotrek to chyba będzie musiał zakończyć karierę. Zresztą on sam mówił, że jak złapie kolejną kontuzję, to sobie da spokój z graniem. Chyba trochę za wcześnie zaczął grać, po zaledwie 20 jednostkach treningowych. Wygląda na to, że zerwał więzadła krzyżowe.