Na otarcie łez jeden punkt

 
Drugi mecz i drugie upokorzenie. Broń jechała do Jazgarzewa z dużą nadzieją i zamiarem zrehabilitowania się za nieudaną inaugurację z Oskarem. Ostatecznie w meczu ze Spartą udało się zremizować, zdobywając gola w końcowych minutach. Jeśli szukać pozytywów, to dobra gra Arka Oziewicza, powrót do zdrowia Kamila Czarneckiego i całkiem przyzwoity debiut Kacpra Jedynaka.

ZDJĘCIA TUTAJ

O pierwszej połowie szkoda nawet pisać. Jedynie stałe fragmenty, mocno bite rzuty wolne, rzuty rożne mogły zaniepokoić miejscowych kibiców. bBroń nie stworzyła sobie w 45 minutach żądnej sytuacji bramkowej, a gospdoarze sprytnie czekali na kontry i 18 minucie powinni prowadzić 1:0. Zawodnik Sparty mając kupę czasu, nie trafił z 5 metrów mając praktycznie pół bramki pustej. Za to w 27 minucie było już 1:0. Sytuacja powtórzyła się z poprzedniego meczu z Oskarem, kiedy to my mamy rzut wolny, stwarzamy zagrożnie, ale tracimy piłkę, idzie kontra i tracimy gola.
Broń po stracie gola była często w posiadaniu piłki, nie przesadzimy gdy napiszemy o proporcjach 70:30. Cóż z tego skoro ataki i akcje przypominają bicie głową w mur. Bez pomysłu, bez ładu i składu, chaotycznie i nerwowo.
O wiele lepiej gra Broni wyglądała w drugiej połowie. Zdecydowanie więcej strzałów oddali zawodnicy na bramkę Sparty. Dobre zmiany dali Kamil czarnecki i Arkadiusz Oziewicz. Ten ostatni w 63 minucie uderzył w poprzeczkę z rzutu wolnego. Kilka chwil później dwukrotnie blisko szczęścia był Michał Bojek.
Napór i ambicja dały wreszcie gola naszej drużynie w 89 minucie. Emil Więcej zdecydował się na strzał z dystansu, piłka uderzona po ziemi jeszcze zmieniła kierunek i golkiper nie miał szans. W doliczonym czasie gry nasz zespół jeszcze zerwał się do ataku, nadział się na kontrę, ale na zdobycie zwycięskiego gola brakowało już czasu.
Szkoda, bo w dwa mecze Broń straciła niemal cały jesienny dorobek. Za tydzień mecz z LKS Promna, który wiosną jest dużo mocniejszy.