Niestety zobaczyliśmy zupełnie inny zespół. Pisaliśmy w naszej zapowiedzi, że nie można po meczu 4:0 popadać w zachwyt, że trzeba robić swoje, że trzeba wyjść na boisko z taką zaciekłością jak tydzień temu. Niestety tego nie było. Oczywiście walki i zaangażowania drużynie nie brakowało, ale Oskar mądrze unieszkodliwił najmocniejsze punkty Broni. Gospodarze znakomicie grali z kontry, bardzo dobrze grali po przechwycie, zresztą wszystkie bramki zdobywali po szybkich kontrach. Katem okazał się Przemysław Śliwiński, który jakiś czas temu grał w juniorach Broni.
Osobny rozdział to rzuty karne. Prawdopodobnie, gdyby Wojtek Kupiec trafił na 1:1, grałoby się zupełnie inaczej. Niestety kolejna przestrzelona „jedenastka” tylko dodała wiatru miejscowym.
Po przerwie, gdy wydawało się, że gol dla Broni to tylko kwestia czasu, dwie szybkie kontry zakończyły się golami dla Oskara i było praktycznie po meczu.
Kolejny rozdział do przemyślenia to żółte kartki. Maksim Kventser walczył i dwukrotnie ukarany został za faule. Tu nie można się przyczepić. Ale jak wytłumaczyć kartki (Czarnecki, Putin) za niepotrzebne dyskusje z sędzią?
Brakowało dziś środka. Przemek Wicik na pozycji defensywnego pomocnika sobie nie poradził. Czekamy na Dawida Salę i Maćka Załęckiego, który dopiero będzie mogł zadebiutować ze Spartą w sobotę.
Jesienią porażka z Oskarem mocno zmobilizowała drużynę. To był zimny prysznic, po którym Broń aż do meczu z Błonianką wygrywała i grała świetnie. Liczymy, że ten zimny prysznic dobrze wpłynie na zespół.
Oskarowi Przysucha gratulujemy determinacji i dobrego wyniku.