Nasz zespół w pierwszej połowie grał bardzo bojaźliwie. Czy piłkarze są zastraszani i boją się strzelać, przytrzymywać piłkę, celnie podawać? Można było odnieść wrażenie jakby drużyna grała w stylu „oddam koledze bo jeszcze coś popsuje. Lepiej nie strzelać, bo nie trafię”. Przed przerwą tylko Wojtek Gorczyca odważył się i uderzył z 35 metrów i golkiper z problemami obronił. Chwilę wcześniej bez respektu Chrzanowski wjechał w pole karne i piłka po jego podaniu przeszła przez pole bramkowe Broni. W obu tych sytuacjach młodzi gracze pokazali, że warto ryzykować, a nawet trzeba brać odpowiedzialność za grę.
W zespole z Targówka zagrało kilku „starych wyjadaczy” Dariusz Dadacz, Marcin Stańczyk, czy Łukasz Fijołek. Opanowali środek pola, nie dali rozegrać piłki. Broń miała dużo kłopotów z wymianą trzech celnych podań. Brakowało z prawej strony szybkiego Norberta Rdzanka.
Po zmianie stron tylko jakby optycznie lepiej grał nasz zespół, choć akcji podbramkowych i tak nie widzieliśmy. Spor zamieszania wprowadził arbiter, ale ten kto choć odrobinę zna przepisy, wie, że arbiter nie popełnił błędu. Daniel Ciupiński owszem był faulowany w polu karnym, ale chwilę wcześniej był na spalonym i czerpał korzyść z tej pozycji. Z bólem serca uczciwie trzeba przyznać, że sędzia się nie pomylił.
W ostatnich sekundach piłka wpadła do siatki rywala, ale bramkarz Targówka był przy tej akcji mocno sponiewierany. Szkoda tylko straconej bramki, bo nie był to ani mocny, ani groźny strzał. Nasi obrońcy nie zablokowali go, a z interwencją spóźnił się Paweł Młodziński.
Falstart, wypadek przy pracy? Jak zwał, tak zwał. Trzeba mieć nadzieję, że tak jak po Otwocku, tak i teraz drużyna się podniesie i zapomnimy o tej katastrofie.