Wszystko wyglądało bardzo dramatycznie. Pomocnik Concordii wjechał wyprotowaną nogą w piszczel Maćka Czachóra. Starcie było tak silne, że pod getrą polała się krew. Nasz obrońca długo się nie podnosił. – Noga złamana jak nic – dało się usłyszeć z trybun.
Na szczęście szybko okazało się, że Maciek to twardziel. Dotrwał do końca meczu, a po nim powiedział: – Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby mogło mnie zabraknąć w nasępnym meczu.
Na szczęście noga jest tylko stłuczona. Maciek normalnie w poniedziałek trenował i w sobotę wystąpi z Pilicą Przedbórz Oby tylko zagrał na podobnym poziomie jak w Zelowie czy Piotrkowie. Kto widział, ten wie, że z tego gracza Broń ma jak na razie spory pożytek.