Rozmowa z Marcinem Bogusiem

Jesienne zmagania Broń Radom zakończyła na pozycji wicelidera. W swoich rękach miała sprawę przezimowania na samym szczycie tabeli, lecz nie wykorzystała szansy we wczorajszym spotkaniu z KS-em Kozienice/Janików. - Wytrącali nas z rytmu - szuka przyczyny utraty punktów Marcin Boguś.

Źródło: RadomSport.pl

Przejście do Radomia mistrz Polski w barwach Widzewa Łódź może zaliczyć do udanych. Szybko stał się piłkarzem pierwszej jedenastki ekipy z Plant, która zakończyła rundę jesienne na drugiej pozycji. Do prowadzącej Zwolenianki Zwoleń traci zaledwie punkt, co przy 15 kolejkach, jakie pozostały do rozegrania w rundzie wiosennej, stanowi wręcz niezauważalną różnicę. Podsumowanie rundy w wykonaniu Broni zaprezentujemy Państwu już jutro. Dzisiaj zapraszamy do pierwszych ocen „na gorąco”, wygłoszonych właśnie przez Marcina Bogusia.

Piotr Adamczyk, RadomSport.pl: Trener Broni podczas meczu z KS-em Kozienice/Janików nie był zadowolony z niektórych decyzji sędziego. Czy podziela Pan jego opinię?
Marcin Boguś: – W każdym meczu arbiter mniej lub bardziej gwiżdże w różnych częściach boiska. Na pewno my chcieliśmy wygrać to starcie za wszelką cenę, nawet 1:0, ale nie udało się. Przeciwnicy nie pozwalali nam na grę. Co kontakt z piłką, to padali na murawę. W końcówce meczu praktycznie nie było gry. Tylko wybijanka, leżenie na boisku. Tak się nie da grać.

Stwierdził Pan, że chcieliście za wszelką cenę wygrać, ale nie uważa Pan, że tej determinacji było za mało? Goście z remisu byli bardzo zadowoleni.
– Z tego, co wiem, jaka atmosfera jest tu w Radomiu, wszyscy grają przeciwko Broni. Czy to jest zespół stąd, czy ościenny, spina się na nas. Każdy mecz jest trudny, nawet u siebie. Mamy ciężką drogę, dopóki nie strzelimy bramki i zawsze jest to spotkanie w miarę wyrównane. W niedzielę przeciwnicy pokazali nam troszeczkę walki, ale w drugiej odsłonie my siedzieliśmy na ich połowie. Było dużo leżenia na placu. Nie było takiej czystej gry, gdzie można byłoby przenieść ciężar z jednej strony na drugą. Wytrącali nas z rytmu. Skończyło, jak się skończyło.

Nie żałuje Pan, że nie będziecie mieli spokoju na zimę? Rundę zakończyliście na drugiej pozycji.
– To dobrze, bo z tego miejsca łatwiej się atakuje. Przykładem tego był mecz ze Zwolenianką Zwoleń. Wygraliśmy z liderem na jego własnym boisku. Szkoda, że nie jesteśmy pierwsi, bo może by było spokojniej, ale jest tylko punkt różnicy. Wiadomo, że między trzema-czterema drużynami rozstrzygnie się runda wiosenna. Nie sądzę, żeby ktoś z dolnej lub środkowej części tabeli mógł pokrzyżować te plany.

Wiele osób sądziło, że spotkanie ze Zwolenianką będzie kluczowe w walce o tytuł mistrza jesieni, lecz jak pokazały wyniki innych konfrontacji, zwycięstwo w danej rundzie zdobywa się w potyczkach ze słabeuszami.
– Na pewno każda drużyna daje pewien poziom i szczebel trudności. Jedna jest łatwiejsza, druga trudniejsza. Trener nas uprzedzał, bo ja tej ligi nie znałem, że starcia z Kozienicami zawsze były meczami walki. Wiadomo, że zawodnicy między sobą wymieniają się klubami. Paru chce pokazać, iż niesłusznie odeszło. Te batalie toczą się w aurze transferów piłkarzy. Spotkania z ościennymi drużynami są na ostrzu noża.

Powiedział Pan, że nie zna tych rozgrywek, lecz nie przeszkodziło to w stanowieniu trzonu ekipy razem z kilkoma innymi graczami, którzy przyszli przed rundą jesienną.
– Szkoleniowiec chciał wzmocnić zespół doświadczonymi zawodnikami i to zrobił. Czy na miarę oczekiwań? Przyjdzie czas rozliczeń po sezonie. Teraz będziemy mieli roztrenowanie. Na pewno podsumujemy rundę, a prezes z trenerem powiedzą parę słów. Nie ma co się denerwować. Mamy punkt straty i wydaje mi się, że spokojnie trzeba na to popatrzeć z boku. Jest długa zima i na pewno dojdzie do pewnych orszad w zespole.

A co Pan by zmienił w grze Broni, aby w rundzie wiosennej wszystko potoczyło się zgodnie z planem, którym jest wygranie ligi?
– Przede wszystkim trzeba zwyciężać w wyjazdowych meczach. U siebie wygraliśmy każde starcie oprócz tego ostatniego. Straciliśmy tylko jedną bramkę na własnym obiekcie. Wiemy, ze inaczej wyglądało to poza Radomiem, gdzie dawaliśmy sobie strzelać po trzy-cztery gole w pojedynczych potyczkach. Gra wyjazdowa była naszym dużym mankamentem.

Rozmawiał PIOTR ADAMCZYK (RadomSport.pl)