Zdzisław Miłkowski. Nasze wspomnienie

W najbliższy weekend rozegrany będzie I Memoriał Zdzisława Miłkowskiego, byłego piłkarza i potem trenera Broni Radom, człowieka przez 55 lat nierozerwalnie związanego z naszym klubiem. W najbliższych dniach będziemy pisać niemal coodziennie o tym wydarzeniu. Pojawi się wiele ciekawostek. Na początek w rozwinięciu chcemy przede wszystkim opowiedzieć o Zdzisławie Miłkowskim, tak aby młodsi kibice wiedzieli jak wiele znaczył ten człowiek dla naszego klubu.

Zdzisław Miłkowski

(23.01.1945 – 07.07.2014)

Legia Warszawa miała swojego Kazimierza Deynę, a Broń miała swojego Zdzisława Miłkowskiego. Przez ponad 55 lat oddawał się pracy w klubie. Najpierw jako piłkarz, potem jako trener. Minął właśnie rok od jego śmierci. Takich ludzi się nie zapomina, takich ludzi ciężko zastąpić. Pamięć o nich musi być pielęgnowana.

„Startowałem kiedyś w wieloboju piłkarskim. Była taka dyscyplina w szkole. Wypatrzył mnie trener Jan Kiljan i zaprosił na treningi. Już po roku jako 15-latek zadebiutowałem w seniorach i strzeliłem gola w debiucie ze Startem Radom” – wspominał w 2009 roku na łamach „Echa Dnia”, Zdzisław Miłkowski.

Kochał futbol jak mało kto. Jego przygoda z radomską Bronią zaczęła się w 1959 roku. Strzelał z rzutów wolnych, uderzał perfekcyjnie z daleka i lubił bezpośrednio wkręcić futbolówkę z rzutu rożnego. Choć na imię miał Zdzisław to jednak wszyscy znali go jako „Wojtek”. Na tamte czasy jego największym piłkarskim sukcesem było to, że…dostał prawdziwe buty piłkarskie. Dwa numery za duże. Jednak inni mogli tylko o takich pomarzyć.

„Włożyłem dwie pary skarpet i było dobrze” – opowiadał z uśmiechem pan Zdzisław.

Jako piłkarz przeżywał z Bronią sukcesy w postaci awansu do drugiej ligi, ale też degradacje do niższej ligi. Grał w pomocy, tworząc duet „łączników” z Andrzejem Gruszczyńskim. Potrafił świetnie uderzyć z dystansu, ale też jednym podaniem otworzyć kolegom drogę do bramki.

„Tworzyliśmy wspaniałą paczkę. Leszek Antos i Tadzio Muc w ciemno wiedzieli jak do nich zagram. Byliśmy przyjaciółmi poza boiskiem. Nasze rodziny się przyjaźniły” – czytamy w książce Zbigniewa Puszko pod tytułem „Legendy radomskiego sportu”.

Został powołany do szerokiej kadry narodowej juniorów. W barwach reprezentacji województwa lubelskiego zdobył mistrzostwo Polski.

„Kiedyś przegraliśmy na własnym boisku 0:5 ze Starem Starachowice. Wówczas miał piłkarz taką ambicję, że takie porażki bardzo każdy przeżywał. Ja nie wychodziłem przez dwa dni z domu, bo wstyd było się ludziom na oczy pokazać” – wspominał tamte czasy.

Z Bronią był związany aż do śmierci przez 55 lat i miał tylko krótkotrwałe przerwy. Będąc w wojsku był piłkarzem Lublinianki Lublin. Już jako trener pracował z seniorami Pilicy Białobrzegi, Szydłowianki Szydłowiec, Orła Wierzbica oraz Skaryszewianki Skaryszew.

Po zakończeniu kariery nie wyobrażał sobie, aby mógł odejść od futbolu. Zajął się szkoleniem młodzieży. Trzykrotnie obejmował też zespół seniorów. Spod jego skrzydeł wyszli tacy zawodnicy jak Rafał Siadaczka, Artur Kupiec, czy Tomasz Dziubiński. Pan „Wojtek” pracował w Broni zarówno wtedy jak w klubie wszystkie sprawy były dopięte na ostatni guzik, ale też w czasach jak piłkarze wiele miesięcy nie dostali wynagrodzenia i nie mieli nawet na buty. Bywało tak, że to trener Miłkowski wolał ostatni wziąć wypłatę, aby zawodnicy mieli za co utrzymać rodziny.

 W 2009 roku Zdzisław Miłkowski podczas meczu piłkarskiego Broni ze Skrą Konstancin otrzymał puchar i okazałe kwiaty za 50 lat pracy w Broni. Wówczas był trenerem rocznika 2000. Dziś jego podopieczni grają w mazowieckiej ekstralidze i w tym roczniku są jedną z najlepszych drużyn.

Potem objął maluchów z rocznika 2004. Co prawda nie dochował się syna, ale miał satysfakcję, że mógł prowadzić swojego wnuka Maciusia właśnie w tej drużynie. To były wówczas sześcioletnie dzieci. Miał do nich anielską cierpliwość. Cały czas pogłębiał swoją wiedzę trenerską. Uważał, że człowiek tego fachu musi uczyć się przez całe życie. Miło było popatrzeć, jak ponad 65 letni człowiek może przed maluchami popisać się znakomitą techniką. Uwielbiał pracę z młodymi piłkarzami. Mimo, że czasem potrafił surowo krzyknąć, to był dla tych dzieci wielkim autorytetem. Zresztą nie tylko dla nich. Na zawsze zostanie ikoną Broni Radom.

Zmarł 7 lipca 2014 w wieku 69 lat.