W pierwszej połowie z boiska wiało nudą. Nie licząc jednej okazji Wesleya Sampaio, który wyszedł sam na sam z Pawłem Młodzińskim. Broń częściej była w posiadaniu piłki, konstruowała szybsze akcje…ale nie wiele z tego wynikało. Defensywa Zawiszy była bezbłędna i dobrze ustawiona i można śmiało stwierdzić, żę w tym meczu była to najlepsza i najlepiej współdziałająca formacja na murawie.
Po zmianie stron dużo było walki, a właściwie kopaniny w środku boiska. Broń próbowała jakiś akcji, strzałów ale groźnych okazji brakowało. Po jednym z rzutów rożnych gospodarze mogli objąć prowadzenie. Później sędzia podyktował rzut karny. Faul rzecz jasna był i kartka Maćkowi Czachórowi również się należała, ale przewinienie naszym zdaniem było przed linią pola karnego. Zresztą sprawiedliwości stało się zadość i gospodarze nie wykorzystali „jedenastki”.
W 81 min padła jedyna bramka w tym meczu. Był to gol niecodziennej urody, z rzutu wolnego z bardzo daleka. Chyba nikt się nie spodziewał, że Leandro huknie z 40 metrów. Ku zaskoczeniu naszego bramkarza, który spóżnił się z reakcją, piłka odbiła się od poprzeczki i wpadła do siatki.
Broń próbowała odrobić straty, ale poczynania naszych piłkarzy przypominały paniczne wołanie o pomoc. Gospodarze skutecznie przerywali grę kradnąć czas, a nasi nie byli w stanie stworzyć sobie nawet jednej okazji.
Podsumowując mecz, Zawisza po przeciętnej grze zgarnął komplet punktów w meczu z jeszcze bardziej przeciętną Bronią. O ile w defensywie gra nie wyglądała tak źle, to jednak z przodu nie było żadnej siły rażenia.