Rozmowa z Przemkiem Cichoniem

Przemysław Cichoń, prawy obrońca Broni w sobotnim meczu w Grójcu był jednym z najlepszych zawodników na placu gry. Dwoił się i troił, biegał po całej długości boiska, jego dośrodkowania były bardzo groźne dla miejscowych. Oto co powiedział po meczu dla "Echa Dnia".

* Co by się działo w klubie, gdybyście przegrali w Grójcu?
Przemysław Cichoń: – Strach pomyśleć co by się działo. W przerwie w szatni zdaliśmy sobie sprawę, że druga połowa mogłaby być dla niektórych ostatnim 45-minutowym fragmen-tem w tym sezonie. Presję się odczuwa, a ciąży ona szczególnie na zawodnikach przyjezdnych. Zdajemy sobie sprawę, że przyszliśmy tutaj, aby brać ciężar gry na swoje barki i pomagać chłopakom doświadczeniem.

* Myślisz, że zespół wyciągnął wnioski z porażki z Wulkanem?
– Wydaje mi się, że druga połowa była taka przełomowa. Coś wreszcie zaiskrzyło w naszej grze.

* Jak oceniasz zespół grójecki po tym spotkaniu?
– Największe i jedyne zagrożenie gospodarze stwarzali nam ze stałych fragmentów gry. Szczególnie po wrzutach z autu zawodnika z numerem 11 (Rafał Białecki, przyp. autor.), który rzuca tak daleko w pole karne rywala jakby miał w ręku piłeczkę do tenisa.

* Za tydzień przed własną publicznością gracie z Klu-bem Sportowym Warka. Mieliście to spotkanie grać na wyjeździe. Ma to dla was znaczenie, gdzie to spotkanie rozegracie?
– Skoro chcemy awansować i czujemy się najmocniejsi w lidze, to dla nas nie powinno mieć znaczenia gdzie gramy. Trzeba wszędzie walczyć o punkty. Oczywiście nasze boisko w Radomiu po zimie jest coraz lepsze i każdy mecz na nim pewnie będzie z czasem naszym atutem.

Źródło „Echo Dnia”

PODOBNE WPISY