Stadion to nie teatr(?)

Mecze piłkarskie, a szczególnie derbowe wzbudzają ogromne emocje. Te sportowe- związane z rywalizacją na boisku, z wynikiem, prestiżem, ale nie tylko. Swoim życiem, niestety, dla części ich obserwatorów- podstawowym – żyją trybuny, z których szczególnie podczas derbów padają hasła, zwroty i okrzyki niewiele mające wspólnego ze sportem.
           Derby wzbudzają zainteresowanie większe niż jakikolwiek mecz, nawet jeśli inne spotkania są o większą stawkę. Radom ma szczęście przeżywać już piąte derby w ciągu dwóch sezonów. Każde z nich wzbudzające wiele emocji boiskowych- niespodziewane zwycięstwo Broni, później – wygrana Radomiaka w ostatnich minutach ( i finałowy zwrot akcjijuż po opadnięciu kurtyny), remis po walce, wygrana Broni w rzutach karnych- wszystkie mecze miały swoje czasem wręcz dramatyczne scenariusze. Niestety, właśnie obok tej emocjonującej walki, toczyły się inne „widowiska” na trybunach ( a w przypadku jednego derbowego spotkania- na ulicy obok stadionu). Widowiska, które psuły derby i niestety, zniechęcają coraz więcej osób do oglądania meczu, powodując, że derby- zamiast Broni lub Radomiaka, wygrywają prymitywne wulgarne zachowania ludzi, których bardziej niż wynik na boisku, interesuje możliwość wyrażenia swojego wątpliwej w formie jakości zdania o rywalu i jego kibicach.
          Niestety- słuchając opinii, przeglądając blogi i komentarze internetowe, coraz częściej spotykam się z deklaracjami rezygnacji z udziału w kolejnych derbach ze względu na dużą ilość pospolitych chamskich zachowań podczas meczu. Takie deklaracje składali byli piłkarze i byli działacze obu klubów,  kibbice kochąjący piłkę i chodzący od lat na mecze swoich drużyn, ale także kibice, którzy są odpowiedzialnymi rodzicami i nie chcą nasączać uszu swoich dzieci wielką dawką słów o najstarszym zawodzie świata i atlasu anatomii człowieka w wydaniu pospolitym ( czytaj: wulgarnym).
          Ci, którzy ( niezależnie od sympatii klubowej- choć w tym przypadku- bardziej  jedynie antypatii) derby traktują główni jako okazję do pochwalenia się swoim repertuarem wugaryzmów,    bronią się określeniem, że „ stadion to nie teatr”, zapewne nie będąc nigdy w teatrze i nie mając możliwości porównania z autopsji obu miejsc, ani też nie mając pojęcia parafrazą jakiego utworu literackiego się posługują w swoim głupawym haśle.
       Mecz to spektakl- który wywołuje emocje, ma rozpisane scenariusze, które czasem burzą się już po pierwszej minucie, przeradzając się w dramatyczną czasem improwizację, a finałów ( patrz: ostatnie minuty ostatniej kolejki ligi angielskiej) czasem nie potrafiłby wymyśleć scenarzysta z największą wyobraźnią. Nie przypadkiem piłka jest fascynacją i inspiracją dla pisarzy takich jak Jerzy Pilch…
         Mecz to spektakl i dobrze byłoby, gdyby to właśnie taki spektakl stał w centrum zainteresowania, nie zagłuszany dosłownie i w przenośni natłokiem wulgaryzmów, personalnym obrażaniem aktorów tylko dlatego, że noszą stroje innej trupy teatralnej. I coraz bardziej szkoda, że ci, którzy chcą skupić się na spektaklu oddają trybuny tym, dla których mecz jest tylko pretekstem gdzie talent i potencjał „aktorski” kończą się na prymitywnym wykrzykiwaniu wulgaryzmów. Z drugiej strony – trudno się temu dziwić, skoro co rusz można oglądać „ w akcji” parlamentarzystów związanych ze sportem, którzy na trybunach używają bardzo nieparlamentarnego języka, a mistrz Polski zostanie zdziesiątkowany w pierwszych pięciu kolejkach w docenieniu talentów piosenkarskich jego piłkarzy..
         I nie przekonuje mnie argument, że wulgaryzmy są wszędzie, więc muszą być i na stadionie- bo taka argumentacja przypomina mi historię z czasów PRL-u, gdy działacz komunistyczny przekonywał górali do wstąpienia do partii, tłumacząc co chwilę, że „ należy iść z prądem”. W pewnej chwili wstał zniecierpliwiony stary góral i odpowiedział- „ panie, ja tam nie ucony cłowiek- ale jak patrzę na rzekę, to z prądem to płynie każde g…, a pod prąd tylko szlachetna ryba…”
       Pamiętam moje pierwsze derby- gdy jako dziecko niemal zaczynające szkołę podstawową, zostałem zabrany przez wuja na pierwsze drugoligowe derby Radomia. Nikt z rodziców, opiekunów nie miał obaw i oporów co do zabrania dziecka w moim wieku na taki mecz. A ja pamiętam te derby do dziś- jako widowisko, z kibicami obu klubów wspólnie wykonującymi pokaz flag na płycie boiska, jako wielkie emocje sportowe- bez wyzwisk, bez obrażania piłkarzy rywali, bez chamstwa. I na takie derby chciałbym zabrać (pewnie może niestety kiedyś w dalekiej przyszłości, w co i tak wątpię- i nie mam tu na myśli względów sportowych) swoje dzieci…
A tym, którzy tego nie rozumieją i traktują derby jako miejsce upustu swojego chamstwa pod nazwą „ robienia atmosfery”, mogę tylko napisać: „ ty i ja- teatry to są dwa”.
BCN
PS. A beznadziejne, demagogiczne hasełko „ stadion to nie teatr” to parafraza tytułuwspaniałego  wiersza Edwarda Stachury „Życie to nie teatr”.
PS2 . I jeszcze jedna formułka na koniec- „Powyższy tekst odzwierciedla poglądy autora i nie jest oficjalnym stanowiskiem klubu”. ( choć mam cichą nadzieję, że to tylko formułka…)

PODOBNE WPISY